poniedziałek, 11 lutego 2019

"Nasze małżeństwo" Recenzja książki.



Najgłośniejsza powieść amerykańska ostatnich miesięcy". "Nominacja do National Book Award 2018." "Zachwyciła samą Oprah Winfrey i poruszyła Baracka Obame". Głęboka, przejmująca i wciągająca. Takie hasła zapowiadały premierę (30.01.2019) książki pt "Nasze Małżeństwo" , autorki Tayari Jones. Zapewne, dla każdej mamy walczącej w ciągu dnia o cenną minutę czasu, dla osób zabieganych, zapracowanych to mogą nie być wystarczające powody aby znaleźć chwilę na jej przeczytanie, niemniej jednak postaram się przekonać że warto to zrobić.

"Nasze małżeństwo" to opowieść o afroamerykańskim małżeństwie z zaledwie osiemnastomiesięcznym stażem, które w wyniku pewnych okrutnych okoliczności zostaje wystawione na próbę...
Celestial, żona, to kobieta młoda, ambitna, z duszą artystki. Szyjąc lalki realizuje się i spełnia swoje największe marzenia.
Roy, mąż to mężczyzna zdecydowany, dążący do zamierzonych celów, gotów poświęcić wiele dla rodziny. Jest przedstawicielem handlowym, pracuje ciężko by żona mogla robić to co kocha.
Przez osiemnaście miesięcy swojego życia małżeńskiego, wiodą zwykłe, proste życie. Docierają się, uczą się nowych ról, uczą się małżeństwa i siebie nawzajem. Jednak pewnego felernego dnia następuje w ich życiu niespodziewany zwrot akcji. Przychodzi moment, który odmienia ich życie całkowicie i sprawia, że nic już nigdy nie będzie takie samo. Roy trafia do więzienia, a Celestial zostaje żoną skazańca.
Jak potoczą się ich losy? Czy małżeństwo przetrwa próbę czasu?

"Nasze małżeństwo" to książka która rozkłada instytucje małżeństwa na czynniki pierwsze. Autorka przedstawia jak trudną i ciężką relacją jest małżeństwo. Zadaje pytania co w małżeństwie jest ważniejsze, JA czy MY? Czy jest możliwe kochać kogoś miłością wieczną, aż po grób? Składamy przysięgę ale czy świadomi jesteśmy co to w ogóle znaczy być na dobre i złe, aż do śmierci? Stajemy przed ołtarzem młodzi, niepewni zakochani, nieświadomi losu jaki nas czeka. Jednak czas zmienia nas, ludzi, czy po latach wciąż jesteśmy tacy sami jak na początku wspólnej drogi? Czy tak naprawdę znamy się nawzajem? Co się dzieje z małżeństwem gdy przemijający czas zmienia pojęcie miłości, zabiera namiętność, gasi pożądanie? Czy maksymalne zaangażowanie małżonków wystarczy by zapewnić instytucji trwałość? Co ma większą wagę, słowa przysięgi, czy uczucie? Co jeśli ogień gaśnie? Pytań jest mnóstwo. Na przykładzie bohaterów książki, autorka odpowiada na nie wszystkie dając czytelnikowi duże pole do refleksji, analizy. Pozwala spojrzeć na problem z perspektywy każdej ze stron. Możemy wejść w skórę Roya jak i Celesial, poczuć ich emocje, zrozumieć pewne decyzje. Instytucja małżeństwa w książce ukazana jest jako niezwykle trudna, wymagająca nieustannych poświęceń i rezygnacji z siebie... ale czy każdy gotów jest odstawić siebie na bok, dla tej drugiej osoby? Jeśli nie, to czy małżeństwo ma sens? Gdzie jest granica przestrzeni dla własnego JA i swoich potrzeb, marzeń, uczuć?

Książka "Nasze małżeństwo" to też opowieść o przyjaźni, nierównościach społecznych i segregacji rasowej i wynikającej z niej niesprawiedliwości. To ważny wątek w kontekście naszego głównego tematu. Autorka podkreśla też istotą rolę jaką pełni dom rodzinny i wychowanie. Wartości , wzory jakie wynosimy z domu zostają z nami na zawsze. Złych rzeczy, słów wypowiedzianych i tych niewypowiedzianych w dzieciństwie nie da się zapomnieć a braku jednego z rodziców niczym zrekompensować.

Książka jest pełna emocji. Niezwykle wciągająca, ciężko się od niej oderwać. Bardzo polecam. Warto tytuł zapamiętać i w wolnej chwili sięgnąć po tę pozycję. Owszem są pewne momenty które mogą nudzić, nie pasować, trochę irytować, jednak sposób w jaki autorka ukazuje tą relacje damsko-meską na tle instytucji małżeństwa rekompensuje wszystkie niedoskonałości. Po przeczytaniu nie da się o niej zapomnieć, jest duże pole do dyskusji z partnerem (i nie tylko) o tym co w relacji jest najważniejsze i co właściwie oznacza BYCIE razem.

czwartek, 7 lutego 2019

10 lat z jednym i tym samym facetem! Da się ?





Hej, taka ciekawostka. Nie wiem czy wiecie ale dzisiaj zaczął się Międzynarodowy Tydzień Małżeństwa (7-14 luty). Obchodzony jest w 22 krajach na świecie, w tym w Polsce. Jest to kampania która ma promować małżeństwo jako rozwijającą się, piękną i bliską relacje dwojga. Trochę na przekor współczesnym trendom ale mila i ciekawa inicjatywa. Z tej okazji w wielu polskich miastach trochę się dzieje dla małżonków. Organizowane są przeróżne warsztaty, wykłady dla par ale także oferowane są fajne zniżki i promocje w restauracjach, muzeach. Np W Muzeum II wojny Światowej w Gdańsku na podstawie ślubnego zdjęcia, dostajemy 2 bilety w cenie 1. Warto rozejrzeć się co dzieje się w naszych miastach i zabrać gdzieś kochanego męża /cudowną żonę i ciekawie i milo spędzić wspólnie czas .
Więcej informacji na stronie : https://www.facebook.com/TydzienMalzenstwa/
A poniżej trochę prywaty, o tym jak żyć z jednym "starym" 10 lat i nie zwariować :) nie tylko o małżeństwie - ogólnie o byciu z jednym i tym samym partnerem


No i minął nam ze "starym" kolejny rok małżeństwa…niedawno obchodziliśmy naszą 6 rocznicę ślubu (tak, już 6!! a razem jesteśmy jakieś 10-11lat!!!!!)
I tak sobie myślę, że to całkiem niezły wynik jak na dzisiejsze czasy. Bo to czasy pojedynczej jednostki, indywidualności. Czasy gdzie relacje są luźne a związki dość nietrwałe. Bywa, że zamiast silnej miłości, ludzi łączy kredyt, wspólny interes, zyski…
A tu dziesięć lat z jednym i tym samym facetem i jeszcze mi mało i ciągle chce więcej!
Bywało różnie. Cała paleta barw wylała się przez te lata. Były dni pogodne i burzliwe. Były łzy szczęścia i rozczarowania. Bywały momenty zwątpienia, wycofywania ale i walki. I choć nie jesteśmy już tymi samymi osobami co 10 lat temu, czy 6 gdy się pobieraliśmy, a pojęcie miłość nabrało innego znaczenia, to jedno jest wciąż niezmiennie takie samo. Nie wyobrażamy sobie życia osobno, życia bez siebie.
Jesteśmy z tego dumni, z tego co stworzyliśmy i dalej tworzymy. Te 10 wspólnych lat to nasz mały sukces. Bo być ze sobą to nie sztuka, ale być ze sobą, spełniać się w relacji i być naprawdę szczęśliwym to jest powód do dumy. Ale najbardziej nas cieszy to, że ta relacja odbija się w oczach innych ludzi, którzy obserwując nas mówią: tak, po was widać że się kochacie, wy to się dobraliście, miło się na was patrzy…
Być może jesteśmy przysłowiowymi połówkami pomarańczy, może mieliśmy szczęście, że na siebie trafiliśmy.. nie wiem, ale jedno jest pewne. Dużo pracy kosztowało nas abyśmy znaleźli się w takim momencie w jakim jesteśmy teraz. Bo małżeństwo, czy w ogóle z wiązek z drugą osobą, to ciężka harówa i nieustająca praca. Praca nad relacją, ale przede wszystkim nad sobą.
Nie znam recepty na szczęście, ani na długi, trwały szczęśliwy związek. Nie wiem jak nasza relacja będzie wyglądać za 5, czy 10 lat, ale wiem że dalszą pracą naprawdę możemy zajść daleko…
I teraz o czym w ogóle ten wpis….Tym co pomaga nam tworzyć szczęśliwy związek chciałabym się dziś podzielić. Nie są to przykazania typu : jeśli to zrobisz, będziesz szczęśliwy czy wskazówki naprawcze związku. Dzielę się po prostu swoim doświadczeniem, wiedzą, przemyśleniami,obserwacją, rzeczami które wypracowaliśmy a które doprowadziły nas do tego momentu, gdzie teraz jesteśmy. Wierzę, że dzielenie się doświadczeniami z innymi jest rozwijające, ale przede wszystkim pomocne..

1. Rozmowa, rozmowa rozmowa..
Nie ma nic ważniejszego w relacji, i to jakiejkolwiek (szef-podwładny, rodzic-dziecko, partner-partnerka), niż rozmowa i dobra komunikacja. Ale nie taka jałowa, byle powiedzieć i mieć z głowy, ale szczera (czasem do bólu), prawdziwa, otwarta. My kobiety mamy to do siebie, że nie potrafimy mówić wprost. Często komunikujemy coś na okrętkę, mówimy półsłówkami, albo nie mówimy w ogóle, no bo on powinien się domyślić, wiedzieć o co nam chodzi. Wychowałam się z samymi facetami, i trochę (jak to mówi mój mąż) mam męskie myślenie i nauczyłam się ich rozumieć. I wiem to już na pewno że nie, on się nie domyśli! Jeśli nie powiemy partnerowi wprost czego faktycznie chcemy, oczekujemy, on tego po prostu nie będzie wiedział. „Tak chce obchodzić walentynki; tak chce żebyś kupił mi te kwarty; nie spodobało mi się co powiedziałeś przy gościach; zabolało mnie to jak się zachowałeś wczoraj; nie, nie lubię jak mnie tu dotykasz; nie, nie chce abyś wychodził, zostań ze mną”; „potrzebuje więcej uwagi” ….. Nie mówię że tylko kobiety mają tu za uszami, bo faceci z kolei o swoich uczuciach praktycznie nie mówią wcale, albo bardzo rzadko, a to chyba jeszcze gorsze..
Szkoda jest czasu na czekanie aż któreś z nas wpadnie na to o co nam chodzi. Przykład „Idź na ta imprezę nie mam nic przeciwko” mówi kobieta, ale gdy facet wraca, obrażona nie daje się pocałować, a następnego dnia naburmuszona na pytanie „co ci jest” odpowiada klasyczne i wszystkim znane NIC, a później robi wyrzuty, czepia się o byle co i awantura gotowa. A gdyby tak powiedzieć „jeśli chcesz iść to idź, ale nie czuje się z tym dobrze że wychodzisz,i nie będę udawała że jest w porządku gdyż mi to nie odpowiada; wiedz że nie podoba mi się to” … Szczere nazywanie swoich emocji i spokojna rozmowa pozwalają uniknąć nieporozumień i określają jasno sytuacje każdej ze stron.
Trzeba rozmawiać o wszystkim i często, na bieżąco.

2. Bądźmy sobą przede wszystkim
Bywa w związkach tak, że po jakimś czasie lub nawet na samym jego początku, partner zmienia lub chce zmieniać drugą osobę pod siebie. I nie mam tu na myśli zmiany nawyków, aby nie zostawiać skarpetek na środku pokoju, czy odkładania rzeczy na miejsce, ale zmiany charakteru, osobowości. Chcemy alby partner był taki jakiego my sobie w głowie zbudowaliśmy. Modyfikujemy jego zachowania, styl aby dopasować pod swój wzór. Nawet jeśli robimy to a druga osoba tego nie zauważa to wszystko jest do czasu..
Każdy jest szczęśliwy naprawdę tylko wtedy, kiedy jest po prostu sobą. Kiedy nikogo nie udaje. Maski zakładamy w pracy, w szkole, w relacji z koleżankami. Musimy się dopasować. Taki świat. Dom i związek to powinno być miejsce gdzie ściągamy wszystko, stajemy prawdziwi przed sobą, nikogo nie udajemy. Kiedy kochamy się za to jacy jesteśmy po prostu. Akceptujemy swoje wady i niedoskonałości. Lubimy na wzajem w sobie to co nas różni. Nigdy nie chciałam zmieniać męża, choć tak są rzeczy które niekoniecznie lubię ale takiego go wzięłam w pakiecie, takiego go pokochałam..
Związek tworzą dwie odrębne osoby, więc bycie sobą w związku oznacza też zachowanie przestrzeni tylko dla siebie. Przecież nie jesteśmy tylko parterami. Musimy mieć czas na swoje pasje, na samorealizacje. Związek nie może nas ograniczać, ale powinien nam pomagać przede wszystkim udoskonalać i rozwijać siebie samych. Jeśli będziemy kogoś zmieniać na siłę, kontrolować, to taka osoba prędzej czy później będzie źle się czuła w swojej „nowej odsłonie”, będzie tęsknić za swoim prawdziwym ja i będzie go szukać gdzieś indziej.. Poza domem, poza związkiem…Odejdzie

3. A on mi nie mówi że mnie kocha
Kiedyś czytałam artykuł, w którym rozżalona dziewczyna pisała „a on mi w ogóle nie mówi że mnie kocha”. To smutne, bo mówienie sobie "kocham cie" w ciągu dnia to naprawdę bardzo ważne dla związku. Kiedyś próbowaliśmy zliczyć ile my razy mówimy sobie, jednak szybko się zgubiliśmy. Bardzo nam to weszło w krew. Jednak nie każdy potrafi z łatwością wypowiadać te dwa słowa, a faceci są przekonani, że jak raz tam kiedyś powiedzieli to wystarczy, no bo przecież wiadomo że tak jest. Ale warto pamiętać ze nie zawsze miłość okazuje się tylko tymi tajemniczymi wyrazami. Słowa kocham cię można też wypowiadać na inne sposoby. „Połóż się wcześniej, ja wstanę do małego”. „Zostaw to,ja pozmywam”. ” Zrobiłem ci kąpiel, odpręż się” „To dla ciebie, bo zasługujesz na to co najlepsze” . Okazywać miłość można na wiele sposobów, warto doszukiwać się znaczeń gdzieś indziej, nie tylko w tych dwóch słowach, i je dostrzegać i doceniać. Jednak o „kocham cię” w porannym sms’ie i na dobranoc TRZEBA pamiętać. Musi być i już.

5. Kupię ci kilof
„Kłótnia z kobietą to jak koncert znanego zespołu. Najpierw nowości, później stare przeboje”. No my kobiety tak mamy, że lubimy wypominać i wracać do tego co było i to nie tylko przy kłótni. Kiedyś się o coś spieraliśmy z mężem i on nagle mówi „naprawdę kupię ci ten kilof żeby jeszcze łatwiej ci było odkopywać te stare rzeczy”. Strasznie mnie to wtedy rozbawiło, bo faktycznie ileż można .. Są rzeczy wydarzenia, słowa, które wypowiedziane kiedyś bolą bardzo i ciężko je wymazać z pamięci a sprzeczki jakoś subtelnie je wyławiają z głębi, jednak nie jest to najlepsze. Decydując się być z kimś po jakiś trudnych wydarzeniach, wybaczając słowa i czyny z przeszłości nie można do tego wracać. Taki wiązek nie rozwija się, ciągle stoi w miejscu. Koncertujemy się na tym co było, przegapiając to co jest i aktualnie się dzieje. Wiadomo, że boli, że się pamięta, ale dla dobra obojga i dla związku przeszłość trzeba zamknąć, ukryć głęboko, a ból przyćmić radościami i miłymi rzeczami które dzieją się miedzy nami aktualnie i z entuzjazmem wyczekiwać nowych, pięknych przeżyć, które nas czekają.

6. Celebracja
Świętujemy różne wydarzenia. Zdaną maturę, egzaminy na uczelni, awans w pracy, imieniny koleżanki, dzień kota, dzień pączka, a niekiedy zapominamy o celebrowaniu własnych, ważnych dla partnerów wydarzeń jakimi są rocznice ślubu, czy dnia od kiedy jest się razem. Obchodzenie takich dni nadaje range temu co się tworzy i przypomina że jest to coś więcej niż po prostu zwykłe bycie ze sobą. Teraz na 6 rocznicę poszliśmy do wypasionej restauracji, ubrałam piękna sukienkę i buty na obcasie od hoho.. roku chyba! Wyczekiwaliśmy tego wyjścia jak narodzin dziecka i nie chodzi o to że mogliśmy w końcu pobyć sami, ale o to że chcieliśmy świętować i cieszyć się tym że jesteśmy razem.

7. Wsparcie przede wszystkim
Zawodowo mój mąż jest dużo dalej i wyżej. Generalnie nigdy mi to nie przeszkadzało, zawsze go wspierałam i kibicowałam i zawsze będę. Jest wykształcony i inteligentny to wiadomo, że będzie zdobywał wysokie cele. Jednak był taki moment gdy zajmowałam się domem a on awansował było mi przykro. Choć cieszyłam się jego sukcesem to dokuczało mi że ja po prostu tego nie doświadczyłam. Jednak mąż widział to zupełnie inaczej. Mimo że to jego praca to nie osiągnąłby tego poziomu gdyby nie mógł się poświęcić pracy na 100% a mógł to zrobić tylko dlatego, że ja zajmowałam się tą sferą domową. To był nasz to nasz wspólny sukces.Jesteśmy teamem, jedną drużyna. Choć każdy inaczej, wspólnie przyczyniliśmy się do tego awansu. Związek tworzymy razem i każdy sukces warto rozpatrywać w takich kategoriach. To bardzo budujące.
Jest też druga strona medalu. Bo miło się wspiera gdy idzie gładko gdy się udaje, ale gdy coś nie wychodzi i ciśnie się na usta „a nie mówiłam” to bywa różnie. Przy porażkach wsparcie jest podwójnie ważne. No bo gdy są chwile zwątpienia, gdy ma się dość to druga osoba musi być tą która powie, że kocham cię nie za twoje sukcesy i osiągnięcia, ale za to jaką jesteś osobą i pomoże podnieść się z porażki.

8. Zacznij od siebie
No cóż często mówimy "ok coś zrobię ale on/ona pierwszy/pierwsza musi zrobić krok". Niech ona/on pierwsza/y przeprosi. I każdy zaparty liczi dni ileż to już ich w ciszy minęło. Tylko tak, to można czekać w nieskończoność... Aby coś naprawiać trzeba zacząć zawsze od siebie. Słuchać co mówi partner, widzieć w sobie te błędy i naprawiać. To nie wyścigi kto pierwszy, kto lepiej. Nie warto czekać na drugą stronę bo dużo można stracić czasu i przegapić ważne momenty. Jeśli chce się wymagać od partnera, trzeba wymagać najpierw od siebie i od siebie zaczynać zmianę.

Uf chyba już koniec. Mam nadzieję, że się nie wymądrzałam nikogo nie pouczałam. Dziele się tym co sama czytałam, co widzę o czym rozmawiam z innymi. Mam nadzieję że komuś ,kiedyś to w jakiś sposób się przyda. Po prostu.
A przed nami 7 rok małżeństwa. Mówią, że to kryzysowy.. no cóż to czekamy na kryzys gotowi i zwarci. Pewnie będzie różnie, ale wiem. że tam gdzie jest miłość i gdzie OBIE strony naprawdę chcą być razem i działać.. to wszystko można. Wierność może być sexy a bycie tyle lat z 1 osobą wcale nie oznacza nudy!

wtorek, 5 lutego 2019

Życiowy balans

Samo życie


Czy da się tak żyć, żeby nie pragnąć już niczego? Mieć pewność że ma się wszystko czego się chce i nie chcieć więcej? Być może. Jednak bardzo często jest tak, że wiedziemy dobre życie. Mamy wspaniałą rodzinę, jesteśmy zdrowi, praca też niczego sobie, cudowni przyjaciele wokół, a mimo to czegoś nam brak, wciąż chciało by się czegoś jeszcze, czegoś więcej..
Ostatnio znajoma dostała dobrą, fajną pracę. Mówię do męża "Ale jej zazdroszczę, fajnie ma. Też bym chciała taką robotę". Na co on odpowiada : "A ona ci zazdrości, że masz dzieci "..
Czyż to nie jest tak, że zawsze chcemy tego, czego nam brak? Tego wszystkiego co mają inni?

Przykład : Ja. Mam najlepszą rodzinę na świecie. Najwspanialszych synów, cudownego męża. Jestem zdrowa. Jestem szczęśliwa. Nie potrzeba mi nic więcej, wiem to, ale często czegoś poszukuje, czegoś więcej.. a czego? Sama nie wiem...
Mieszkałam w małym mieście, chciałam zmiany, wyrwać się. Zacząć coś nowego. Nasze małżeństwo dopadła jakaś monotonia, marazm, mimo, że byliśmy po ślubie niespełna dwa lata! Trochę się działo w naszym życiu i potrzebowaliśmy czegoś nowego. Czuliśmy, że można i chcemy inaczej. Oboje znaleźliśmy pracę w Trójmieście, wynajęliśmy mieszkanie - postanowione, przeprowadzamy się. Po czasie (dość krótkim bo 2 miesiące) okazało się, że mieszkanie nie do końca jest takim, jakie nam odpowiada. Nie czuliśmy się tam dobrze. Między nami nie było najlepiej. Ok- zmieniamy. Znaleźliśmy nowe. Trochę odżyliśmy. Było o niebo lepsze! Następnie w pracy zaczęło dziać się nieciekawie, strasznie mnie frustrowała - szukałam nowej. Mam nową, lepszą. Nowi ludzie, przyjemna praca. Odetchnęłam. Pamiętam, było nam wtedy dobrze. To był dobry czas, pod każdym względem. Nocne posiadówy (bo mieszkanie nad morzem) wyjścia ze znajomymi, beztroska, ale i ciekawe studia, wspaniali ludzie. Byłam szczęśliwa, ale.. do czasu. później czegoś zaczęło brakować..Pomyśleliśmy o dziecku. Jest dziecko, zmiana przeogromna, tyle się dzieje.. Z czasem nasze mieszkanie, które tak lubiliśmy okazało się za małe. A wiec zmiana, szukamy nowego. Jest nowe. Mieszkamy w większym mieszkaniu, jest nam dobrze. Jesteśmy szczęśliwi. Dziecko to wielka radość i...pojawia się drugie. Świadome rezygnuje z pracy na dłużej, poświęcam się rodzinie. Żyjemy sobie szczęśliwie, spokojnie i nagle...znowu coś jest nie tak. Zazdroszczę komuś pracy. Chciałabym to, co postanowiłam na chwilę odsunąć. Tęsknie za tym, z czego zrezygnowałam. Mimo bycia szczęśliwą poszukuje znowu...

Zwierzała mi się kiedyś koleżanka. Patrząc z boku ma fajne życie, takie których to inni zazdroszczą. Pięknie mieszkanie, dobra prace, stałego partnera. Można rzec : tak ma wszystko, a do tego jest piękną i inteligentną kobietą. I mówi : "Magda, ciągle czegoś szukam, sama nie wiem czego. Nie wiem o co mi chodzi.."

I wtedy do mnie dotarło... Doskonale ją rozumiałam. Bo tu nie chodzi o posiadanie materialne. Że chciałoby się mieć to czy tamto. Być tu czy tam. Tylko o życiowy balans. O poczucie równowagi. Bycie w połowie pomiędzy tym co się ma a tym co chciałoby się mieć .O świadomość że jest się szczęśliwym w swoim życiu mimo tęsknoty za tym czego się nie ma. Akceptacji życia i cieszenia się nim mimo frustracji i ciągłych pragnień. Świadomości, że nie wszystko jest możliwe w danym miejscu i czasie.

Zawsze się nam wydaje, że lepiej jest tam gdzie nas nie ma, a trawa u sąsiada zawsze ma piękniejszy odcień zieleni...

We współczesnym świecie kiedy liczy się mieć, kiedy portale społecznościowe pękają w szwach od zdjęć typu " ja to mam najcudowniejsze życie ever", kiedy mamy życiowy dołek a inni pokazują światu jacy to nie są szczęśliwi, bardzo trudno ten balans zachować.

Raczej ludziom nie zazdroszczę, choć niestety niekiedy mi się zdarza.. Rzadko też porównuje się z innymi, gdyż mam świadomość tego, że internet jest przekłamany, zdjęcia oszukane, a ludzie nieprawdziwi.. Bo to co widzimy to tylko skrawek czyjegoś życia, widzimy to co inni chcą nam pokazać.. Bo kto będzie się chwalił tym, że jest nieszczęśliwy, że poszukuje, że jest niespełniony?
Tak nakręca się błędne koło. Patrzymy na innych i chcemy więcej, mocniej lepiej mimo, że przecież jest całkiem dobrze, a jest ktoś taki kto patrzy właśnie na nas i chciałby się zamienić.

Mój życiowy balans, którego tyle poszukiwałam i wciąż nad nim pracuje to życie tu i teraz, akceptacja siebie taką jaką jestem. Branie życia jakim jest, po prostu. Świadomość, że nic nigdy nie jest takim jakim się wydaje. No i przede wszystkim, akceptacja swoich tęsknot i pragnień. Pogodzenia się, że nie można mieć wszystkiego. Bo zawsze się chce tego czego się na ma...

Owszem, zawsze warto coś zmieniać, ulepszać, iść do przodu ale nigdy na siłę, nigdy za wszelką cenę...

Równowaga musi być zachowana.

Enjoy!


poniedziałek, 4 lutego 2019

Niedoskonałości po ciąży? Można je polubić!


Macierzyństwo

Jeszcze trochę i będzie wiosna i zostaniemy zbombardowani reklamami i sloganami typu "Czy twoje ciało gotowe jest na lato"? "Zadbaj o płaski brzuch, by powitać wakacje" . "Zrzuć niezbędne kilogramy" etc. Z A Ty, pierwsze miesiące po porodzie, patrzysz w lustro i myślisz "to nie tak miało wyglądać"..

 Mały brzdąc, sprawca oponki, rozstępów i czerwonych blizn .Czy choć raz pomyślałaś, że to przez niego już twoje ciało może nigdy nie być takie jak przedtem? Ja pomyślałam i chyba więcej niż raz. Gdy zostaje się matką, ciężko się odnaleźć w nowej sytuacji, a co dopiero spojrzeć na siebie i swoje ciało( niekoniecznie idealne) z pełną akceptacją. Wierzę, że jakaś część depresji poporodowych związana jest ze zmianami naszego ciała po porodzie. Oczywiście, ciężka praca nad sobą,determinacja, dieta i ćwiczenia mogą przywrócić wcześniejszy stan. Butelki po balsamach na rozstępy też zrobią swoje, ale to wszystko wymaga czasu. A poczuć się lepiej każda z nas chciałaby od razu i...może jest na to sposób by polubić siebie szybciej aniżeli czekać na efekty kosmetyków?
Można tę kwestie załatwić po męsku i spojrzeć na siebie z zupełnie innej strony..

Faceci, samce alfa, potrafią być dumni ze swoich niedoskonałości. Ich blizny, rany to dowody męskości, walki w dobrym celu, sprawy honorowej. Chwalą się nimi niczym zdobytymi trofeami. Już mali chłopcy potrafią "cieszyć się" z bójki w szkole i z dumą liczyć siniaki.
Kobiety! Czyż nasze ciąże to nie były bohaterskie walki? Walki z samą sobą, ze swoimi słabościami? Ze zmęczeniem, bólem? A sam poród?....  I nie ważne czy naturalny czy przez cesarskie cięcie. Każda z nas tyle samo, przez 9 miesięcy walczyła o dobro dziecka, stawiając siebie na drugim miejscu. Każda z nas odmawiała sobie wiele, począwszy od kieliszka dobrego wina, kończąc na kochanej pasji, czy hobby.
Czas po porodzie, jeszcze trudniejszy . Po urodzeniu dziecka, ciągle odstawiamy siebie "na później". Codziennie, jak heroski, znosimy piękną, ale trudną codzienność z maluchem, pełną wyrzeczeń i poświęceń. Każdego dnia toczymy mniejsze lub większe walki z monotonią, zmęczeniem, kobiecością. Jesteśmy bohaterkami każdego dnia! I nie tyle możemy, ale musimy siebie tak nazywać! Nasze blizny, rozstępy, zmienione ciało to oznaki trudu, walki i bólu. Oznaki wielkiej siły!
Teraz idź do lustra, spójrz na siebie, na swoje ciało, swój brzuch, być może nieidealny, z niedoskonałościami i zobacz jaka byłaś i wciąż jesteś dzielna. Jak walczyłaś, niczym żołnierz na polu bitwy. Bądź dumna z siebie, swojego ciała. Ale przede wszystkim z tego jaką jesteś cudowną kobietą, silną babką! A ten mały bobas, który sobie teraz leży i patrzy na Ciebie, to twoja największa nagroda, a nie sprawca całego zamieszania.

Czyż takie postrzeganie siebie, nie jest lepsze? Jakby od razu lżej... Spojrzenie na siebie w taki sposób da natychmiastowy efekt polubienia swojego ciała i siebie samej. Wiem to!
My mamy, doceniajmy się nawzajem i bądźmy z siebie dumne!

M.

POLECANY POST!

"Nasze małżeństwo" Recenzja książki.

Najgłośniejsza powieść amerykańska ostatnich miesięcy". "Nominacja do National Book Award 2018." "Zachwyciła samą O...